Mieszkańcy południowo-wschodnich regionów Australii liczą straty po powodzi, jaka nawiedziła ten region w ubiegłym tygodniu. Zdaniem premiera Anthony'ego Albanese, całkowita odbudowa po katastrofie może zająć wiele miesięcy. Wielka woda zalała tysiące posiadłości i odebrała życie co najmniej pięciu osobom.
Kataklizm wywołały kilkudniowe, ekstremalne opady deszczu. W niektórych miejscowościach na południowym wschodzie Australii, między innymi w Taree, spadło ponad 600 litrów wody na metr kwadratowy, co odpowiada połowie średniej, rocznej sumy opadów dla tego regionu.
Lokalne rzeki potoki wystąpiły z brzegów, co doprowadziło do powodzi, która w pewnym momencie odcięła od świata ponad 50 tysięcy ludzi. Zginęło co najmniej pięć osób. Zdaniem premiera Australii Anthony'ego Albanese, powrót do normalności może zająć wiele miesięcy.
- To zajmie trochę czasu, ale Australijczycy są wytrzymali - powiedział we wtorek szef rządu.
Tysiące zalanych gospodarstw
W powodzi zalanych zostało około dziesięciu tysięcy mieszkań. Zniszczenia dotknęły także gospodarstwa rolne, gdzie woda porwała wiele zwierząt. Agencja informacyjna Reuters zaznaczyła, że skutki kataklizmu szczególnie odczuła branża mleczarska.
- Przed nami wciąż wiele wyzwań. To nie jest coś, co zniknie po kilku dniach czy miesiącach - dodał Albanese, który we wtorek odwiedził miasto Taree.
Australijski rząd zaoferował pomoc finansową dla poszkodowanych w katastrofie. Zdaniem lokalnych służb, które analizują szkody, co najmniej 800 mieszkań nie nadaje się do ponownego zamieszkania.
Źródło: Reuters
Źródło zdjęcia głównego: PAP/EPA/DEAN LEWINS / POOL