|

Powiedzieć "jestem rasistą" to już nie wstyd. Jak to się stało?

Skąd w języku i w internecie normalizacja tego, co do niedawna nie było normalne?
Skąd w języku i w internecie normalizacja tego, co do niedawna nie było normalne?
Źródło: Shutterstock
Oto jedno z najczęstszych pytań po pierwszej turze wyborów prezydenckich w Polsce: jakim cudem skrajna prawica mogła dostać aż tyle głosów? Słucham tego i od razu przypominają mi się dwie rzeczy. Pierwsza: już widziałem tę dyskusję, tyle że po angielsku. Druga rzecz to pewien konkretny mem. Uzmysłowił mi coś, co czułem podskórnie, ale czego nie umiałem powiedzieć wprost - jak bardzo przesunęła się granica tego, co wolno w internecie. I co potem wpływa na świat polityki - pisze Michał Sznajder, dziennikarz TVN24 i TVN24 BiS.
Artykuł dostępny w subskrypcji

Zanim przejdziemy dalej, ważne zastrzeżenie. Nie, nie każdy wyborca Sławomira Mentzena, Grzegorza Brauna (czy Donalda Trumpa) jest rasistą, homofobem, mizoginem, transfobem, islamofobem itp. Chodzi o coś zupełnie innego - o to, jak bardzo język i treści do niedawna uznawane powszechnie za ekstremalne, weszły do głównego nurtu, bo jak inaczej nazwać ponad 20 procent głosów dla tak skrajnych kandydatów?

A teraz właśnie ten mem, który może być symbolem zmian w zakresie tego, co wolno, a co nie:

Aktualnie czytasz: Powiedzieć "jestem rasistą" to już nie wstyd. Jak to się stało?

Na obrazku widać baner polityczny popierający Trumpa. Obok tekst: "Oto co Ty widzisz na swoim trawniku". Poniżej tekst: "Oto co ja widzę". I baner popierający Trumpa zamienia się w tekst: "Tu mieszka rasista". Jeszcze nie tak dawno oskarżenie o rasizm było jednym z najgorszych, jakie mogło spotkać kogoś w Stanach Zjednoczonych. Ten obrazek jeszcze kilka lat temu byłby mocnym atakiem na wyborców Trumpa. Czymś, co mogłoby zawstydzić i sprawić, że dwa razy się zastanowią, czy chcą w oczach innych być rasistami.

Ale popularność zyskał nie tyle sam obrazek. Internetowym viralem stała się wersja, na której pod tym memem widać dodany komentarz: "Gdzie mogę kupić ten drugi napis?".

Aktualnie czytasz: Powiedzieć "jestem rasistą" to już nie wstyd. Jak to się stało?

Obrazek, który stał się tzw. viralem.

W skrócie: ktokolwiek to napisał, nie tylko nie ma problemu z tym, że ktoś nazwie go rasistą; więcej - on jest z tego dumny. Oczywiście ktoś mógłby powiedzieć, że to dorabianie ideologii do zwykłego komentarza w internecie. Tyle że na stronie, na której go znalazłem, komentarz ma prawie 130 tysięcy polubień. Część z tych lubiących nie kryje się ze swoim imieniem czy nazwiskiem. Lubią grafikę, w zamyśle humorystyczną, w której ktoś jednak chce chwalić się byciem rasistą. Czymś - wydawałoby się - niedopuszczalnym.

Co amerykański mem ma wspólnego z Polską?

Częściowej odpowiedzi udziela badaczka życia publicznego Róża Rzeplińska w rozmowie z TVN24+: "Mieliśmy sytuację, w której kobieta na jego wiecu powiedziała nam bez wahania, że jest antysemitką - i że poglądy Grzegorza Brauna w pełni jej odpowiadają. To działa i, niestety, wraca do głównego obiegu".

Publicysta Tomasz Terlikowski w felietonie dla Wirtualnej Polski napisał po wyborach 18 maja tak:

"Zacznę od sytuacji anegdotycznej. Byłem w ostatnim tygodniu przed wyborami wraz z córką w dużym markecie AGD w Warszawie. Wokół pełno ludzi, a jeden ze sprzedawców opowiada bardzo głośno - spoglądając na boki - grupie kolegów o swoich preferencjach wyborczych. - Ja od zawsze mam tego samego kandydata - mówi, a gdy ci dopytują go o to, kto to jest, odpowiada z uśmiechem i dumą: - Strażak Sam, ten co z gaśnicą biega. Gdy nie wszyscy wiedzą o kogo chodzi, wyjaśnia, że to Grzegorz Braun. I ani śladu zażenowania czy wstydu, ani śladu poczucia, że robi coś, co nie przynosi chwały, czyli nie mówi się o wsparciu dla jednoznacznie antysemickiego kandydata. Nic, zero. Ale to nie wszystko. Gdy podróżowałem jakiś czas temu na wschód od Warszawy, to tam również widziałem bardzo dużo powieszonych na płotach i domach materiałów promocyjnych Brauna. I tam również nie było ani śladu zażenowania, ani śladu poczucia, że to wsparcie człowieka, który jeszcze kilka lat temu byłby na marginesie".

xrrpisWARS
Haniebne zachowanie Brauna w Sejmie (materiał z grudnia 2023 r.)
Źródło: TVN24

W Polsce, jak widać, dopiero zaczynamy zastanawiać się, skąd normalizacja tego, co było do niedawna nienormalne. Wróćmy więc do Stanów.

Już nie boją się konsekwencji

Gdy Donald Trump został prezydentem po raz drugi, a oszczędności w rządzie zaczął szukać Elon Musk, doszło do pewnego rodzaju skandalu. Okazało się, że jeden z młodych członków zespołu DOGE (tego, który tych oszczędności i zbędnych wydatków szukał) publikował w mediach społecznościowych treści uznawane za rasistowskie. Oto kilka z nich:

  • "Znormalizujmy nienawiść wobec Indian"
  • "Nawet za pieniądze nie ożeniłbym się z kimś innego pochodzenia etnicznego"
  • "Żeby było jasne, byłem rasistą, nim stało się to modne"

Cóż za zdanie, prawda? "Rasizm stał się modny"…

W obronie 25-letniego Marka Eleza szybko stanęli Elon Musk i wiceprezydent J.D. Vance.

Jak streścił to portal Vox:

Sednem tej historii nie jest Elez. Chodzi tu o to, co Republikanie mają na myśli, gdy mówią, że wierzą w wolność słowa. (…) Innymi słowy, nasze wypowiedzi, nieważne jak obraźliwe, powinny nie tylko być legalne, ale i akceptowalne społecznie.

Jeśli dziennikarze portalu mają rację, to sygnał, by mówić to, co do niedawna było niedopuszczalne, idzie z samych szczytów partii, która sprawuje dziś wyłączną władzę w Stanach Zjednoczonych.

A tak mówił kilka miesięcy temu: "nie wolno zabijać niewinnych dzieci, nawet jeżeli to dziecko wiąże się z jakąś nieprzyjemnością".

Według Mentzena kobieta powinna mieć obowiązek urodzić poczęte z gwałtu dziecko. Co na to jego partia?
Źródło: Katarzyna Kolenda-Zaleska/Fakty TVN

Tu z kolei niedawne słowa Grzegorza Brauna z debaty prezydenckiej "Super Expressu": - Parę dni temu był pan oflagowany żydowskim żonkilem, tym znakiem hańby - zaczął, zadając pytanie Rafałowi Trzaskowskiemu. Mentzena zapytał: - Czy zgodzi się Pan, że Żydzi mają stanowczo za dużo do powiedzenia w polskich sprawach?

Przypomnijmy, że to ten sam człowiek, który w grudniu 2023 roku w Sejmie zaatakował świece chanukowe gaśnicą.

Wyżej opisani politycy, w sumie, dostali w ostatnią niedzielę ponad 20 procent głosów w pierwszej turze wyborów prezydenckich…. Dlaczego zamiast potępienia spotkał ich wyborczy sukces? Odpowiedź tkwi nie tylko w tym, że zradykalizował się język w internecie, ale i w tym, dlaczego się zradykalizował.

26 min
Brunatny nietykalny

Politologa, profesora Rafała Chwedoruka z Uniwersytetu Warszawskiego pytam, w jakim stopniu na wynik Mentzena, Konfederacji czy Brauna wpływ ma to, że ludzie mają poczucie, iż tłamsi się ich wolność wypowiedzi, nakazując przestrzeganie zasad poprawności politycznej. Prof. Chwedoruk podkreśla, że młodzi ludzie z natury rzeczy w każdym społeczeństwie mają szczególnie rozwinięte potrzeby indywidualnej wolności, w tym swobody wypowiedzi. Dodaje też, że Europa idzie w prawo od kryzysu ekonomicznego lat 2008-2009, a trend ten został wzmocniony przez kryzys uchodźczy lat 2014-2016, i że te zrywy przebiegały w najnowszej historii Europy wielokrotnie, głównie na kanwie kwestii migracyjnej:

- Nic na dłuższą metę z tego nie wynikało. Nie przeczy to jednemu: jeśli główny nurt europejskiej polityki związany z partiami chadeckimi, socjaldemokratycznymi i liberalnymi nie wyciągnie wniosku z własnych porażek; jeśli nie będzie starał wyjść naprzeciw lękom społeczeństw dotyczącym migracji, wojny czy kryzysów gospodarczych, to skrajna prawica stanie się trwałym zjawiskiem, mającym wpływ na całą kulturę polityczną. Nie można udawać, że nie istnieją różnego rodzaju problemy związane z integracją migrantów, że nie istnieją problemy związane z kontynuacją wojny rosyjsko-ukraińskiej.

Uwagę zwraca: "nie można udawać, że nie istnieją problemy". A kto udaje? Do udających - w oczach wyborców skrajnej prawicy - można zaliczyć media.

Szczególnie dotkliwe jest to za oceanem. Zaufanie Amerykanów do tzw. mediów głównego nurtu jest na rekordowo niskim poziomie. Jak wynika z sondażu Gallupa z października 2024 roku, takie zaufanie wyraża ledwie… 31 proc. obywateli. Co jeszcze bardziej wstrząsające, okazuje je ledwie… 12 proc. Republikanów! Czyli prawicy. O spadku zaufania do mediów napisano tak dużo, że kompetentne streszczenie przyczyn i wniosków wydłużyłoby ten tekst kilkukrotnie. W zamian będzie więc zdjęcie-symbol. Widać na nim relację dziennikarza CNN o tym, co działo się w mieście Kenosha latem 2020 roku po tym, jak policjanci postrzelili czarnoskórego mężczyznę. Podpis na pasku brzmiał: "Płomienne, lecz głównie spokojne protesty po strzelaninie z udziałem policji".

Kadr z relacji telewizji CNN o zamieszkach w mieście Kenosha latem 2020 roku
Kadr z relacji telewizji CNN o zamieszkach w mieście Kenosha latem 2020 roku

Trudno w tę treść uwierzyć, gdy patrzy się na to, co za dziennikarzem, prawda?

Wydarzyło się tutaj kilka rzeczy. Po pierwsze: napis był, paradoksalnie, prawdziwy. Większość protestów była wówczas spokojna - protestów w ciągu dnia. Ostro zrobiło się dopiero wieczorem. Po drugie: ktoś po prostu popełnił błąd, bo taki podpis gryzie się niemiłosiernie z treścią relacji. Po trzecie - i najważniejsze - niefortunną zbitkę słów i obrazka podchwyciły nie tylko media z całego świata (od Nowej Zelandii po Rosję), ale i wrogowie CNN, jak prawicowa stacja Fox News czy… syn Donalda Trumpa. To była woda na ich młyn, a ich odbiorcy dostali dzięki temu kolejny "dowód" na to, jak kłamliwe są media głównego nurtu. Pamiętajmy, działo się to latem 2020 roku, kilka miesięcy przed wyborami prezydenckimi w USA. Donald Trump je przegrał, ale kłamał, że mu je skradziono (i powtarzał to jak mantrę nie przez chwilę, lecz konsekwentnie przez kolejne cztery lata). Czy trudno się dziwić, że niektórzy ludzie zaraz po głosowaniu w listopadzie 2020 roku woleli wierzyć Trumpowi niż znanym mediom, które dopiero co - w ich oczach - próbowały im wmówić, że wściekli Afroamerykanie wcale nie podpalili w gniewie swojego miasta?

W dzisiejszym internetowym dyskursie nie ma miejsca na potknięcia, błędy i próby ich tłumaczenia; nie ma miejsca na całe spektrum szarości - coś jest od razu czarne albo od razu białe. Przy okazji w USA niechęć wobec "mainstream media" jest tak silna, że amerykańskie media prawicowe ogłosiły ich śmierć. Elon Musk poszedł nawet dalej, mówiąc do Amerykanów: "Teraz to Wy jesteście mediami!". W rozmowie z CNN jeden dziennikarzy nazwał wynik ostatnich wyborów prezydenckich "narodowym odrzuceniem tego wszystkiego, czym się zajmujemy". Jeśli więc media zostają odtrącone, to nieufający im ludzie zaczynają sami ogłaszać swoje "prawdy" w internecie. "Prawdy" uderzające w inne rasy, narodowości czy mniejszości. "Prawdy", których nie słyszą w mediach głównego nurtu, więc publikują je samodzielnie, pod nazwiskiem. Bo już nie boją się konsekwencji.

Chcą być jak Chad

Taka konsekwencja mogłaby przyjąć postać "cancelowania", co po polsku tłumaczone jest najczęściej jako "unieważnianie", choć lepszym określeniem mogłyby być "bojkot" czy "karanie". Chodzi o ostracyzm wobec ludzi, którzy złamali jakieś normy poprawności politycznej. Takim ostracyzmem objęto lub próbowano obejmować choćby artystów, jak komika Dave’a Chapella za żarty o mniejszościach seksualnych; aktora Kevina Harta za podobne żarty sprzed wielu lat (zmuszony był z tego powodu wycofać się z prowadzenia gali Oscarów) czy pisarkę J.K. Rowling za jej wypowiedzi o osobach transpłciowych. Ostracyzm może dotknąć też tych, którzy nie są celebrytami - łatwo znaleźć artykuły o ludziach, którzy zostali zwolnieni przez pracodawców, bo powiedzieli lub napisali coś uznawanego za rasistowskie, a pracodawca nie chciał być kojarzony ze skandalem.

Jednak przedstawiciele skrajnej prawicy nie pozwalają się stłamsić. Chcą bezkarności i pełnej wolności. Chcą nie przejmować się tym, że ktoś ich negatywnie oceni za to, co mówią publicznie czy piszą w internecie. Najlepiej ilustruje to ten mem:

Aktualnie czytasz: Powiedzieć "jestem rasistą" to już nie wstyd. Jak to się stało?

- Jesteś rasistą. - Co z tego. - Yyyyy… - Spier…j.

Trzy miliony wyświetleń, sto tysięcy polubień.

A dodajmy, że to nie jest zwykła grafika z internetu. Postać z prawej strony to tzw. Yes Chad. Jak piszą badacze zjawiska: "'Chad mówiący tak' ma archetypową białą twarz, a jego wypowiedziane wprost 'tak' często jest wykorzystywane do dosadnego podkopywania lewicowych poglądów lub by wprost potwierdzać stwierdzenia rasistowskie". Tłumacząc to na prosty język: Chad nie martwi się tym, że ktoś nazwie go rasistą. Co więcej, swojemu oskarżycielowi każe spier….

W innej wersji: Chad uznaje słowa o byciu rasistą za komplement.

Aktualnie czytasz: Powiedzieć "jestem rasistą" to już nie wstyd. Jak to się stało?

Prawicowcy chcą być albo widzą siebie jako takiego właśnie Chada.

Inna seria graficznych opisów prawicowej rzeczywistości to pytanie: "Kto cię zradykalizował?" i odpowiedź: "Nikt, jestem normalnym człowiekiem sprzed dziesięciu lat". Dodajmy, że akurat ten mem podał dalej… Elon Musk. To dość częsta argumentacja polityków prawicowych - to nie oni się zmienili. To świat oszalał.

Grafika "Kto cię zradykalizował?" podana dalej w social mediach przez Elona Muska
Grafika "Kto cię zradykalizował?" podana dalej w social mediach przez Elona Muska
Źródło: Elon Musk na platformie X

To jest nowy mainstream

A dlaczego "oszalał"? Kolejnym popularnym nurtem prawicowego amerykańskiego internetu jest ten uderzający w Afroamerykanów.

Prawica zarzuca elitom, że dwoją się i troją, by zawsze stawiać Afroamerykanów w pozytywnym świetle, bez względu na fakty. Przykład? Historia z San Francisco, gdzie władze transportu miejskiego odmówiły publikacji zdjęć z monitoringu, na których widać przestępstwa. Uzasadnienie? "Obawa, że doszłoby do promocji stereotypów rasowych". Stało się to, gdy liczba napaści wzrosła o ponad 40 procent rok do roku i jasne było, że za ataki odpowiadają gangi młodych czarnoskórych mężczyzn.

Tego rodzaju sytuacje nie uchodzą uwadze internautów, którzy coraz częściej komentują to albo dosadnie, albo za pomocą "szyfru". Pierwszy to kombinacja liczb 13 oraz 52. Jak tłumaczy to Amerykańska Liga Walcząca ze Zniesławieniem:

"Liczba 13 używana w połączeniu z liczbą 52 lub liczbą 90 jest skrótowym odniesieniem do rasistowskiej propagandy białych suprematystów przeciwko Afroamerykanom, którzy mają ich przedstawiać jako dzikich i przestępców. W tym skrótowym zapisie liczba 13 odnosi się do domniemanego odsetka populacji USA, która jest Afroamerykanami. Liczba 52 odnosi się do domniemanego odsetka wszystkich morderstw popełnionych w USA, które są popełniane przez Afroamerykanów. Niektórzy zwolennicy białej supremacji używają liczby 50 zamiast 52. Podobnie zwolennicy białej supremacji twierdzą, że liczba 90 odnosi się do odsetka brutalnych przestępstw międzyrasowych rzekomo popełnionych przez Afroamerykanów".

Te liczby mające pokazać przestępczość wśród Afroamerykanów kwestionowane są przez ekspertów - jako po pierwsze nieprecyzyjne, po drugie - zawierające niebywałe uproszczenia i ignorujące skomplikowane niuanse rasowe w USA.

A drugi "szyfr"? Ilekroć w internecie pojawiają się filmy, które pokazują w złym świetle czarnoskórych (ich bójkę, łamanie prawa, niepoważne zachowanie itp.), łatwo pod tymi nagraniami znaleźć komentarz pod tytułem: "Usual suspects button → ". Na polski można to przetłumaczyć jako: "Było do przewidzenia" (że to właśnie ta grupa zrobi to, co widać na nagraniu lub zdjęciu). Strzałka zaś wskazuje, gdzie kliknąć, by polubić ten komentarz, a więc i postawę - nie wstydząc się, że ktoś tę aprobatę zobaczy…

Prawica ma dość robienia z Afroamerykanów ofiar, czego przykładem jest działalność Charliego Kirka. To jedna z większych gwiazd amerykańskiego internetu i jeden z bardziej znaczących stronników Donalda Trumpa. On nie boi się konfrontacji, regularnie organizując spotkania na terenie amerykańskich uczelni, zwłaszcza liberalnych. Tam ściera się ze studentami. Oto przykład jednej z interakcji:

Młoda studentka: (W USA) panuje systemowy rasizm. Czarni mężczyźni są bardziej zagrożeni trafieniem do więzienia. Kirk: Ale dlaczego trafia się do więzienia? Studentka: Bo często są w ubóstwie i nie mają innego sposobu… Kirk: Bo popełniają przestępstwa! Studentka: Bo.. jakby… bo…

Młoda kobieta zaczyna się gubić. Próbuje tłumaczyć, że do przestępstw popycha ludzi głód. Kirk odpowiada, że istnieją banki żywności, działalność charytatywna, noclegownie i opieka zdrowotna, więc łamanie prawa jest wyborem. Na koniec Kirk pyta: "A dlaczego inne grupy społeczne nie popełniają przestępstw w tej skali? Czarni stanowią 13 procent społeczeństwa i popełniają 50 procent przestępstw". Gdy kobieta dalej tłumaczy trudniejszy los Afroamerykanów, jej zdaniem zmuszonych do łamania prawa, Kirk ripostuje: "Robisz wymówki dla kryminalistów".

Mówi to człowiek, który ma 3,36 miliona obserwujących na YouTube. Kombinacja liczb 13/52 to już nie jest internetowe podziemie. To argument, po który sięga jeden z najbardziej popularnych głosów w Ameryce i jest to stosunkowo świeże nagranie. To jest nowy mainstream.

Dla kontrastu nagłówek, z roku 2019, z dziennika "New York Times":

Nagłówek artykułu w "The New York Times"
Nagłówek artykułu w "The New York Times"

Autor artykułu, amerykański filozof Kwame Anthony Appiah pyta w nim: "Czy zrobiłem dobrze, dzwoniąc po policję na widok czarnego mężczyzny, który włamywał się do auta?". Kolosalna różnica między tą postawą a dosadnością Kirka.

Jest i inna, drastyczna historia z Norwegii. Mężczyzna zgwałcony przez azylanta z Somalii, pisał o tym, że… ma wyrzuty sumienia, iż jego oprawca został deportowany. Ofiara, określająca się jako feminista i antyrasista, mówiła o swoim poczuciu winy, że to przez niego ktoś będzie wyrzucony z kraju… Ta historia stała się viralem i przedmiotem badań naukowych, a po drodze rozpaliła prawicowy internet. O sprawie napisał choćby portal Breitbart, wzbogacając temat o historie innych aktywistów, którzy padli ofiarami migrantów i którzy bali się, że ich historie będą służyć demonizowaniu przyjezdnych. A czym jest Breitbart? To portal, z którego wpisy są wśród najczęściej podawanych na Facebooku. To też portal, który w 2016 roku nazywany był "wirtualnym miejscem spotkań zwolenników Donalda Trumpa" (a współzałożyciel tego medium Steve Bannon został później czołowym doradcą Trumpa). Innymi słowy - można spokojnie założyć, że historia z Norwegii rozlała się po ludziach na całym świecie. Oraz że albo ich zradykalizowała, albo w radykalizacji utwierdziła.

Steve Bannon na CPAC 2025
Steve Bannon na CPAC 2025
Źródło: PAP/EPA/WILL OLIVER / POOL

Gdy nasila się frustracja

W ogóle kwestia migracji jest jednym z kluczowych paliw dla rozwoju skrajnej prawicy i wzrostu nastrojów ekstremalnych, co widać już także w Polsce. W Stanach nie milkną opinie, że nielegalni migranci i migranci legalni powodują wzrost przestępczości. Jak podają eksperci z Brennan Center for Justice - to po prostu nieprawda, mit. Ale do takiego badania mało kto dotrze.

Łatwiej natknąć się choćby na zarzuty wobec mediów głównego nurtu o zmowę milczenia. Płynące, dodajmy, też z poważnych źródeł. Wprost pisał o tym choćby "The Telegraph":

Liberalne media nie cierpią pisania o tym, jak ich ulubione grupy są oskarżane o przestępstwa. Ale przedstawianie faktów nie jest rasistowskie.

To był tytuł. Dalej autor Dave Seminara argumentuje: "Wiele liberalnych mediów traktuje swoich czytelników z taką pogardą, że cenzurują informacje z nadzieją, iż zapobiegną sytuacji, w której nieoświecone masy - niegodne poznania prawdy - dojdą do niewłaściwych wniosków na temat grup, których bronią, takich jak nielegalni migranci."

Autor podaje przykłady kilku sytuacji z USA i Wielkiej Brytanii, gdy doszło do takich przestępstw i nie były one opisane wcale lub przedstawione z konkretnym nastawieniem. Przywołuje też sondaż, z którego wynika, że dla 84 procent Amerykanów nielegalna migracja jest poważnym problemem.

Czytając to wszystko, łatwo połączyć kropki. Oto logiczne jest, że ludzie, którzy martwią się migracją i czują, że trwa na ten temat zmowa milczenia, uciekną do internetu, by tutaj, nie gryząc się w język, krzyczeć o tym, o czym inni nie mówią. Choćby na Wyspach: jedni piszą, że trwa muzułmańska inwazja na Londyn i "wielkie zastępowanie". Inni, że Brytyjczycy stali się mniejszością we własnym mieście. Kolejni pytają, gdzie jest policja, gdy po ulicach chodzą muzułmanie z nożami. Policja zaś, okazuje się, zajęta jest aresztowaniem ludzi za… wpisy w internecie.

Dla prawicy to dowód na istnienie państwa policyjnego, w którym istnieje zmowa między władzą, służbami a większością mediów, by tłamsić białych Brytyjczyków w imię dobrego samopoczucia mniejszości. Ludzie zbulwersowani taką rzeczywistością czują przyzwolenie, by "nazywać rzeczy po imieniu". Zwłaszcza że są coraz bardziej sfrustrowani. Tę frustrację dokarmia na co dzień prawicowy internet. Do tej niezdrowej diety swoje dokłada też - to już oddzielny, ale jakże ważny temat - szeroko pojęta ingerencja rosyjska. Działania Moskwy w wirtualnej rzeczywistości powodują jak najbardziej realne skutki - poprzez kłamstwa i manipulacje wzmacniają napięcia i frustrację na Zachodzie. A gdy nasila się frustracja, nasila się język jeszcze do niedawna niedopuszczalny.

Potwierdzają to liczne badania. Choćby tegoroczne, przeprowadzone na Uniwersytecie w Berkeley w Kalifornii. Dowiadujemy się z nich, że po przejęciu platformy X przez Elona Muska pojawiły się następujące zmiany:

  • Mowa nienawiści wzrosła ogółem o 50 proc.
  • Niektóre słowa, na przykład obraźliwe określenia transfobiczne, odnotowały wzrost o 260 proc.
  • Liczba homofobicznych tweetów wzrosła o 30 proc.
  • Liczba rasistowskich tweetów wzrosła o 42 proc.

Sprzyjają temu także zmiany w moderacji u technologicznych gigantów. W skrócie - panuje większa dowolność w komentarzach i to, co kiedyś uznawane było za obraźliwe, teraz jest dozwolone. Choćby portal X w mniejszym stopniu chroni osoby transpłciowe oraz inne mniejszości. Przywrócono też, uprzednio zablokowane, konta postaci związanych z antysemityzmem i teoriami spiskowymi.

Elon Musk sfinalizował przejęcie Twittera w październiku 2022 roku. Wkrótce zmienił nazwę platformy na X
Elon Musk sfinalizował przejęcie Twittera w październiku 2022 roku. Wkrótce zmienił nazwę platformy na X
Źródło: Thrive Studios/Shutterstock

Donald Trump "mówi, jak jest"

Na koniec warto wspomnieć o ogromnym wpływie Donalda Trumpa na to, jak zmienił się współczesny język polityki. Jak bardzo poszedł w stronę ekstremalną.

Media od lat mówią, że dużą częścią atrakcyjności aktualnego prezydenta USA w oczach wyborców jest to, iż "mówi, jak jest". Portal PBS już w 2016 roku opisywał ten fenomen, cytując zwolenników Trumpa, takich jak Titus Kottke. Zachwycał się on, że "Trump nie boi się obrażać ludzi", że odrzuca dogmat poprawności politycznej, która "odbiera wolność słowa, bo niczego nie wolno powiedzieć". Oto słowa autorów artykułu:

"Przez lata konserwatyści potępiali poprawność polityczną jako plagę ortodoksyjnych przekonań i języka, narzuconą przez liberałów, która powstrzymuje ludzi przed wyrażaniem niewygodnych prawd. Teraz niektórzy zwolennicy Trumpa - wielu białych wyborców z klasy robotniczej, sfrustrowanych zmieniającą się gospodarką i demografią kraju - oklaskują go za to, że nie boi się mówić głośno o rzeczach, które ich złoszczą (…). 'To kulturowa reakcja' - powiedział Steve Schmidt, republikański strateg polityczny, który prowadził kampanię prezydencką senatora Johna McCaina w 2008 roku. 'Miliony ludzi w tym kraju, pracownicy fizyczni, czują, że ich wartości są atakowane, że są pogardzani, traktowani protekcjonalnie przez elity'".

Prezydent Donald Trump w Białym Domu
Prezydent Donald Trump w Białym Domu
Źródło: PAP/EPA/CHRIS KLEPONIS / POOL

Odkąd pojawił się na najważniejszej politycznej scenie w Ameryce, Trump obrażał lub podejmował działania skierowane w kobiety, meksykańskich imigrantów, muzułmanów, media, w inne kraje (nazywając Haiti i państwa Afryki "gównianymi" krajami), człowieka z niepełnosprawnością… Właściwie każda z tych wypowiedzi to naruszenie granicy, która jeszcze nie tak dawno wydawała się nienaruszalna. Zachowanie Donalda Trumpa wpłynęło na język publiczny w sposób, który nie mieści się głowie. Jak podał "Washington Post", uczniowie amerykańskich szkół, atakując inne dzieci, cytują język… amerykańskiego prezydenta - język określany jako rasistowski lub ksenofobiczny.

A te rzeczy rozlewają się na świat - zarówno na język, tematy, jak i na postawy.

Po pierwszej turze wyborów prezydenckich w Polsce głośno było o wpisie Mai Herman, która w internecie przedstawia się jako "psychiatrka, psychoterapeutka (…)". Oto co napisała:

"Wysokie wyniki Brauna i Menzena nie są przypadkiem. One są objawem. Od dawna widać, że jest spora grupa ludzi, która czuje się zduszona. Cancel culture - przynajmniej w ich odczuciu - mówi im bez przerwy: 'tego ci nie wolno powiedzieć, tego nie wypada, tak nie możesz, musisz być inny, lepszy, bardziej świadomy, bardziej wrażliwy'. Nie możesz powiedzieć, że ktoś jest ładny, bo to seksualizowanie. Nie możesz powiedzieć, że ktoś jest brzydki, bo to bodyshaming. Nie możesz lubić disco polo, zakupów ani ciepła, bo to wieśniackie, konsumpcyjne i nieekologiczne. Nie możesz powiedzieć 'dupa' i 'zajebiste', bo język powinien być czysty i inkluzywny. I wtedy wchodzi na scenę dwóch panów - jeden cyniczny jak diabli, drugi pozujący na wolnościowca, choć wolność rozumie chyba wyłącznie jako prawo do narzucania swojego światopoglądu innym. I oni mówią to wszystko, co ci 'uciszeni' chcieliby powiedzieć, ale się boją. (…) Teraz uwaga: w cywilizowanym świecie nie zachowujemy się jak Braun. Nie każemy rodzić z gwałtu, jak Mentzen. I nawet ci, którzy na nich głosują, najprawdopodobniej też by tego nie zrobili. Ale wybierają ich, bo czują, że ci dwaj zdejmują im kaganiec poprawności polityczno-społeczno-kulturowej. Przynajmniej w jakimś obszarze. Wystarczy, że ktoś po prostu mówi głośno. Nieważne, co".

Grzegorz Braun i Sławomir Mentzen w pierwszej turze wyborów prezydenckich otrzymali w sumie ponad 20 procent głosów
Grzegorz Braun i Sławomir Mentzen w pierwszej turze wyborów prezydenckich otrzymali w sumie ponad 20 procent głosów
Źródło: PAP

Podobnie wybierają w Stanach Zjednoczonych zwolennicy Donalda Trumpa, w Niemczech zwolennicy AfD, we Francji zwolennicy Marine LePen, na Wyspach zwolennicy Reform UK, a w Austrii wyborcy FPÖ…

Oddajmy ponownie głos prof. Chwedorukowi, który podkreśla, jak ważna dla młodych ludzi jest indywidualna wolność, w tym swoboda wypowiedzi:

- Na skrajną prawicę jest jedna najlepsza metoda. Wystarczy na chwilę dopuścić ją do głosu, wystarczy dopuścić ją do rządu. Wtedy jej pustka intelektualna oraz nieumiejętność sprawowania władzy z reguły wychodzą bardzo szybko na wierzch. (…) Natomiast jeśli skrajnej prawicy będzie towarzyszył etos obrońców wolności obywatelskich, to powiedziałbym, że lewica, liberałowie i chadecy sami szykują sobie polityczny stryczek, ponieważ tracą głos najmłodszych. (…) Środowiska lewicowe i liberalne muszą się zdecydować, czy chcą bronić tradycyjnych wartości oświeceniowych, gdzie swoboda dyskusji, wymiana poglądów, nawet najbardziej absurdalnych, jest stanem normy.

Na sam koniec warto przypomnieć słowa Hillary Clinton, która w 2016 roku nazwała wyborców Donalda Trumpa "koszykiem ludzi godnych pożałowania", twierdząc, że w połowie są "rasistami, seksistami, homofobami, ksenofobami, islamofobami".

Hillary Clinton podczas konwencji wyborczej Partii Demokratycznej w Chicago (2024)
Hillary Clinton podczas konwencji wyborczej Partii Demokratycznej w Chicago (2024)
Źródło: PAP/EPA/ANNABELLE GORDON / CNP / POOL

Jedna z analityczek powiedziała potem, że po tych słowach nastąpiło największe w całej kampanii przesunięcie niezdecydowanych wyborców w stronę Trumpa. Nie brak opinii, że Trump mógł zyskać w ten sposób tak wiele głosów, iż przesądziło to o wygranej w wyścigu o prezydenturę; i w ten sposób nastąpiła zmiana losów świata. Wszystko z powodu pogardy przedstawicielki elit wobec zwykłych ludzi, których troski, niepokoje i obserwacje sprowadzono do nieuzasadnionych i niestosownych "fobii". "Fobii", których nie wypada prezentować.

Czy należy więc dziwić się, że ci właśnie ludzie poparli kogoś, kto nie tylko ich nie krytykował, lecz przyjął z otwartymi ramionami? Raczej nie. I wiele wskazuje na to, że ten proces przebiega właśnie teraz w Polsce.

Czytaj także:
OSZAR »